środa, 25 listopada 2009

Festa das Nacoes i tenis

Dwa tygodnie temu mieliśmy w Aracatubie wielka impreze organizowaną przez wszystkie miejscowe Rotary Kluby. Festa das Nacoes jak można się domyślić dotyczyła różnych narodowości. Każdy klub miał swoje stoisko gdzie sprzedawał jedzienie z wybranego przez siebie kraju. Mój Rotary Club przygotował meksykańskie burritos. Wymieńcy, czyli nasza ósemka z Aracatuby musieliśmy wspólnie przygotować brazylijski taniec i zaprezentować go podczas festy. Przygotowania do tańca rozpoczeliśmy 2 dni przed występem. Na początku było ciężko, nie wszyscy umieli zapamiętać choreografie. Ale myślę, że efekt końcowy był nawet zadowalający. Podczas festy niewiele się działo. Oprócz naszego tańca była jeszcze prezentacja strojów danych narodowości i również pokazy różnych szkół tańca.

Od mniej więcej 2 tygodni w kazdy wtorek i czwartek przed moimi zajeciami tanecznymi chodze z Robertem (Stany Zjednoczone) i Tabea do klubu sportowego gdzie możemy pograć w tenisa i popływać. Robert jest naszym nauczycielem jeśli chodzi o tenisa, bo ani ja ani Tabea nie jesteśmy mistrzyniami w tej dyscyplinie.

Od tego tygodnia mam już wakacje które skończa się dopiero na początku lutego :)

Zdjęcia :

tenis


Z Robertem i Tabea (w brazylijskich koszulkach)


Robert i ja


Tabea, ja i flagi



Wszyscy wymieńcy czyli Julia(Szwecja),Bianka(Węgry),ja,Tabea(Niemcy),Cathrine(Dania),Felix(Niemcy),Robert(USA) i wymieniec z Birigui Cedric, który przyjechał w odwiedziny.


mój Klub





prazentacja strojów

sobota, 7 listopada 2009

Angra dos Reis - Rio de Janeiro

W środę (28 października) wieczorem po zapakowaniu się do wynajętego autokaru całą rodziną wyruszyliśmy do pięknej miejscowości Angra dos Reis w stanie Rio de Janeiro. Pojechało 11 osób plus 2 pracowników mojego brazylijskiego wujka. Podróż zajęła nam 13 godzin, ale nie była męcząca bo fotele w autobusie były duże i bardzo wygodne. Gdy już wreszcie dotarliśmy na miejce, do naszego Condominium gdzie znajdował się nasz domek. Jak przyjechaliśmy pogoda była raczej kiepska, cały czas kropiło i ogólnie było nieprzyjemnie. Jednak juz następnego dnia pogoda była piękna. Moja host mama obudziła mnie z samego rana i wszyscy poszliśmy na łódkę. Pływaliśmy cały dzień od wysepki do wysepki i było naprawdę pięknie. Każdy następny dzień wyglądał tak samo. Wstawaliśmy rano i cały dzień spędzaliśmy pływając i zwiedzając następne wyspy, których według wikipedii jest tam 365. Gdy ok. 17 wracaliśmy do domu czekao na nas churrasco, czyli grill. Nigdy nie zjadłam tyle wołowiny co w ciągu tego tygodnia! Wszystkie plaże i restauracje na malych wysepkach były naprawdę piękne. Wiedziłałam nawet rezydencje jakiś bardzo popularnych brazylijskich gwiazd telewizyjnych, jednak nadal nie mam pojęcia kto to jest. Ogólnie rejon w którym byłam pełen jest bardzo luksusowych rezydencji i gigantycznych jachtów. Condominium w którym mieszkałam składało się głównie z wielkich, pięknych i bogatych domów. Pewnego dnia gdy zatrzymaliśmy się by wykąpać się w morzu nagle podpłynął do nas pan z psem na małej łódeczce. Okazało się, że sprzedawał agua de coco prosto z kokosa. Ostatniego dnia naszego pobytu gdy zatrzymaliśmy się na plaży mój wujek postanowił, że chce zrobić tam churrasco. Wysłal więc naszą motorówkę do naszego domu po grilla, mięso i swoich pracowników. W drogę powrotna wyruszyliśmy we wtorek, a dojechaliśmy do Arcatuby w środę nad ranem.


Domki na jednej z wysp

uroczy kościółek



pan z psem i kokosami

agua de coco!!


ja, host ciocia,host siostra cioteczna,host wujek i host siostra



wszyscy w komplecie, czyli Polyanna, Fabio (chłopak Dhainie), siostra cioteczna Dhainie, wujek Carlos,host tata,host mama,siostra,ciocia i ja


w restauracji na jednej z wysepek

plaza !

z panią kelnerką




churrasco na plazy

Gincana

Dwa tygodnie temu w mojej szkole odbyła się Gincana. Jest to coś w rodzaju zawodów szkolnych. Wszystkie klasy rywalizuje ze soba w różnych kategoriach, jak np. taniec, miss i mister i sporty. Wszystkie zawody rozlożone były na trzy dni. Zaczęło się w piątek wieczorem. Kazda klasa miała klasowa koszulkę zrobiana wcześniej. Moja miała napis z przodu "Nao esta satisfeita ?" a z tyłu "Pede transferencia". W tumaczeniu to "nie jesteś zadowolony? możesz zmienić szkołę". Już tłumaczę dlaczego akurat taki napis. Jest to zdanie wypowiadane bardzo często przez dyrektora gdy przychodził w czasie lekcji uspokoić moja klase, która jak już wcześniej pisałam nie należy do najspokojniejszych. Więc w piątek klasy prezentowały swoje tańce, które oceniało jury złożone z nauczycieli. Taniec to najważniejsz kategoria i to własnie moja klasa ja wygrała! Potem w sobote i w niedziele rano odbyły się rozgrywki sportowe. Niestety moja klasa nie była już tak dobra w sportach i w ogólnym rankingu mieliśmy 4 miejsce. Jednak wszyscy się cieszą bo taniec naszej klasy był najlepszy!




moja klasa


moja klasa na trybunach



z Tabea


Livia i Praful



z Livią

2A!!



hala

ja i Praful w hinduskim stroju

Casamento czyli brazylijski ślub

Wiem, wiem, ze bardzo dawno nie pisałam, ale miałam drobne problemy z internetem. Więc...10 października odbył się ślub mojego brazylijskiego kuzyna, którego imienia nie jestem w stanie dobrze wymówić a co dopiero napisać. Ślub zaczął się o 20. Wszystko, ślub i wesele odbyło się w jednym miejscu, w "domu weselnym" poza miastem. Ceremonia bardzo rózniła się od tych w polskich kościołach, ale potem dowiedziałam się, że ślub nie był katolicki. Nie było księdza tylko mężczyzna i kobieta, najprawdopodobniej pastorzy. Panna młoda Carolina miała przepiekna suknie i bardzo długi welon. Ogólnie wszystko było bardzo pięknie zrobione. Podczes ślubu grała orkiestra złożona z ok. 30 muzyków. Sam ślub trwał ok. godziny. Potem zaczelo się wesele które skończyło się o 5 nad ranem. Było bardzo fajnie. Najbardziej podobał mi się występ zespołu "disco" ktory był bardzo zabawny. Wszyscy śpiewali i tanczyli do najwiekszych przebojów Abby i innych bardzo znanych zespołów. Ja głównie spedzałam czas z moja koleżnaka z Danii, której host rodzina też była zaproszona na ślub. Jedzenia było bardzo dużo. Na początku wszyscy dostali zupę krem z krewetek a potem każdy mógł podejśc do bufetu i wybrać sobie na co tylko miał ochotę. Była tradycyjnie wołowina, krewetki, ryż, fasola...naprawde bardzo dużo. Jednak najlepszy był deser. Na jednym ze stołów były porozstawiane misy z rozmaitymi czekoladkami i każdy mógł brać ile chciał. Jak już wcześniej pisałam przyjecie skonczyło się ok. 5 i wtedy poszliśmy do domu...jednak nie pospałam długo bo już o 11 rano moja host mama mnie obudziła i powiedziała, że zaraz przyjedzie po mnie moja druga host rodzina i jak wcześniej było ustalone jade z nimi na grilla.


Zdjęcia :





czekoladki

z Polyanną

Z Cathrine (Dania), jej host mama i moja host mama

z Cathrine

minitorcik


moja host mama, młoda para, moja host siostra i host tata



rodzina


słodycze


z host tatą